Tak mentalnie i duchowo rozpoczęła się przygoda żeglarska dla kilkunastu osób
z województwa pomorskiego. W dniu 4 sierpnia 2019 roku przy kei Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku, tuż obok legendarnego statku – muzeum SS „Sołdek” weszliśmy pełni nadziei i oczekiwań na pokład żaglowca tzw. old – timera „Generał Zaruski”. Jacht użytkowany przez Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji jest własnością Miasta Gdańska. Z ramienia armatora opiekę na jachtem sprawuje Krzysztof Dębski. Załogę stałą stanowią kapitan – Jerzy Jaszczuk, bosman – Mirosław Bielecki, oficer programowy Piotr Królak, oficerowie – nawigatorzy Jacek Sołtanowicz i Szymon Gajewski.

Jacht drewniany „Generał Zaruski” został zbudowany przez Bertila Lunda Szweda z małej miejscowości Ekenäs na wschodnim wybrzeżu półwyspu Skandynawskiego. Bertil zmarł
w 2018 roku nie doczekując kolejnej wizyty żaglowca w macierzystej stoczni. Zbudowany
w stoczni B.Lunds Skeeps & Yachtvarv, Ekenäs w Szwecji. Długość całkowita 29.02 m, długość kadłuba 25.32 m, szerokość 5.88 m, zanurzenie 3,26 m, pojemność brutto 88,95 GT,
typ ożaglowania kecz, 4 żagle (od rufy: bezan, grot, fok, kliwer i tzw. łapacz), wysokość masztów 37 m, 2 maszty. Zbudowany w 1939 roku, zwodowany w 1940. Ekenäs to był jeden
z przystanków na trasie rejsu po Bałtyku promującego owoce międzynarodowego projektu żeglarsko – turystycznego „Baltic Pass – Maritime Heritage Tours” realizowanego w ramach Programu Interreg „Południowy Bałtyk 2004-2020”.  Miejscowość ta liczy zaledwie
35 gospodarstw z 75 „duszami” w sezonie letnim ilość osób drastycznie wzrasta do 150.
W Ekenäs nie ma sklepu, kościoła ani szkoły. Senna osada idealna na spędzenie ostatnich lat życia z ukochaną osobą. Załoga oddała hołd budowniczemu jachtu modlitwą, minutą ciszy oraz żeglarskim godłem wykonanym z lin, ozdobionym herbem Miasta Gdańska pozostawionym
na grobie Bertila Lunda na pobliskim cmentarzu w Voxtorp Church.

Osiem konkretnych dni z życia młodego żeglarza, tak w skrócie można opisać udział
w rejsie na pokładzie i pod pokładem J na „Generale Zaruskim”. Polecam uwadze dla tych co mają tydzień wolnego. Warto wspólnie wybrać się z żoną, partnerką, dziećmi i jak się zgodzą to nawet
z teściami J. Integracja, wspólne obowiązki, robota przy szotach i w kubryku sprawia,
że stajemy się sobie bliżsi. W sytuacjach kryzysowych, gdy „Neptun” zagląda do kubryka okazuje się, że można liczyć na całą załogę. Jak wielka rodzina to pewnie lekka przesada,
ale na pewno jak dobrze dobrany organizm. Żadnych turystów na gapę, sami załoganci podzieleni na wachty, którymi „sterowali” starsi wachty Bartek, Ada, Marta i Szymon. Każda wachta liczyła po 5 osób – dwóch żeglarzy oraz trójka tych co żagle i szoty kiedyś widziała (śmiech). Wachty były dwie – nawigacyjna na pokładzie i kambuzowo – kubrykowa, czyli całodobowe przygotowywanie 5 posiłków dla całej załogi. Kapitan i oficerowie mieli oddzielny zaułek posiłkowy, reszta konsumowała podane posiłki w wesołym kubryku, który był sypialnią, jadalnią, miejscem do nauki, spotkań i rozważań nad sensem życia poza pokładem.

O godzinie 6.30 wachta kambuzowa zaczynała przygotowywanie śniadania, przez całą dobę wachty nawigacyjne pełniły służby na pokładzie. Śniadanie 7.30. Apel poranny połączony
z wybijaniem 8„szklanek” i podniesieniem bandery punktualnie o 8.00. Obecność obowiązkowa całej załogi i sprawdzenie jej stanu osobowego. Od godziny 8.15 do 10.00 Happy Hour, czyli sprzątanie jachtu przez wachty, które nie miały zajęcia. Zajęcia edukacyjne do 13.30 i obiad 14.00. Czwarty posiłek o 16.30 i kolacja o 19.30. Potem teoretycznie czas wolny, gdyż w każdej chwili mógł być ogłoszony ALARM !!! do żagli i cała załoga meldowała się na swoich stanowiskach ubrani w szelki bezpieczeństwa. Był obowiązek zakładania szelek po godzinie 20.00 dla całej załogi. To na sytuację ekstremalną, wypadnięcia członka załogi poza burtę. Przyczepiony gwizdek miał za zadanie pomóc w lokalizacji „rozbitka”.

W poniedziałek 5 sierpnia płynąc wzdłuż skalistych klifów Gotlandii dotarliśmy do Visby. Jest to kilkuwiekowe miasto, słynny port handlowy w którym akurat odbywał się festiwal kultury nazywany „Tygodniem Średniowiecza”. Po zacumowaniu do kei naszym oczom ukazały się liczne postacie (często całe rodziny) poubierane w stroje wzorowane na te sprzed VI-VIII wieków. Zgodnie uznaliśmy, że hitem przebieranek byli mężczyźni  z nakryciami głowy przypominającymi bawełniane chusty lub białe czapeczki do snu wiązane pod brodą. Jeszcze tego samego dnia wieczorem wybraliśmy się na nocny spacer po Visby. Całe miasto było otoczone obronnym, kamiennym murem. Znaczna jego część ocalała do dzisiaj. Znacznie mniej szczęścia miały trzy średniowieczne kościoły, które straciły dachy i część murów. Visby położone jest na stromej równi pochyłej. Niska zabudowa, kolorowe małe domki, często „przyklejone” do murów obronnych nadają niepowtarzalny klimat średniowiecznego miasta.

Tydzień średniowiecza w Visby to oryginalny produkt turystyczny przyciągający tysiące turystów z całego świata. Okazało się, że oni też byli przebierańcami. Główne uroczystości zlokalizowano w parku. Tam była scena na której występowały zespoły z repertuarem z epoki. Były tańce, swawole, ogromne ilości jadła i popitków. Niesamowita kultura, integracja i wspólne przeżywanie święta. W starych kościołach o których już wspominałem odbywały się pokazy mówców, jakby to był konkurs krasomówczy, odbywały się tam sceny z życia średniowiecznego mieszczaństwa, bardziej satyra i humor niż poważny teatr. Za murami na płaskowyżu rozbity został blisko stu namiotowy obóz dla wojów, ich giermków i pospolitego ruszenia. Kilka razy dziennie odbywały się pokazy walki zbrojnych z dwóch przeciwnych obozów. Wszystko w towarzystwie śmiechu, humorystycznego wyzywania się i rzucania mini obelg, by zachęcić do rozpoczęcia potyczki na miecze. W obozie były przygotowane różne rzemieślnicze stanowiska: był rzeźnik
i kowal, płatnerz i stanowisko z krosnami, powroźnik i wyplatacz koszy, kuchnia z paleniskami
i wyszynk, wytwórca win i sprzedawca świętych pamiątek J. Poza murami odbywały się także gry i zabawy średniowieczne. Miałem przyjemność brać udział w grze przypominającej współczesne dwa ognie. Były cztery drużyny po blisko 20 osób, które zbijały się piłeczkami do tenisa.
Za każdego zbitego nagrodą był kubek białego wina z czerwonego wiaderka, taka gra mogła trwać do kilku godzin. Z uwagi na brak czasu wróciliśmy na jacht w połowie gry. W katedrze w Visby odbywały się czytania legend oraz śpiewy zbliżone do Chorałów Gregoriańskich. Wieczorem odbył się wieczór integracyjny z litewskim jachtem a skoro świt wyruszyliśmy ku Półwyspowi Skandynawskiemu. Na Szkiery.

Na trasie naszego rejsu kapitan Jerzy Jaszczuk powiódł nas do szwedzkich brzegów szkierowych. Zacumowaliśmy przy litej skale wysokiej na kilka metrów. Desant jachtowy sprawnie przywiązał liny cumownicze do haków i obręczy. Następnie trap posadowiony na ogromny głazie umożliwił załodze zejście na ląd. Była rytualna kąpiel, „plażing”, wspomnienia kapitana i bosmana Mirosława Bieleckiego oraz sesje fotograficzne. Spacery po półwyspie, chwile zadumy. Być może snute plany na przyszłość, refleksje i postanowienia poprawy J. Wracaliśmy w kierunku Bałtyku Południowego na wody Zatoki Gdańskiej.

Kolejnym celem naszego rejsu było Kalmar. Około południa po toalecie na lądzie
w stacjonarnych natryskach udaliśmy się na spacer po mieście. Jako pierwszy punkt zwiedzania był zamek obronny, potem park podobny do plant, wieża widokowa, katedra, uliczki na Starówce
a następnie powrót na pokład „Generała Zaruskiego” Po sprawdzeniu stanu osobowego ruszyliśmy do Ekenäs.

Jednym z celów rejsu było zachęcenie dyrektorów trójmiejskich szkół podstawowych
i ponadpodstawowych do zainteresowania rejsami po Bałtyku ich uczniów i uczennic. STS „Generał Zaruski” stoi otworem dla chętnych, którzy chcieliby przeżyć przygodę żeglarską. Brani pod uwagę są tylko odpowiedzialni i pracowici wychowankowie. Na jachcie nie przystoi robić głupich żarcików i udawać, że się pracuje. Załoga to jeden organizm, który pracuje na bezpieczeństwo całości. Być może, że jeden z uczestników połknie bakcyla morskiego i zostanie kapitanem żeglugi wielkiej. Aby omówić rejs po Bałtyku należy kontaktować się z MOSiR Gdańsk z przedstawicielem armatora Krzysztofem Dębskim.

W rejsie spędziliśmy razem 8 dni (od niedzieli 4 sierpnia do niedzieli 11.08.2019) Przyjazna postawa kapitana jachtu „Generał Zaruski” Jurka Jaszczuka dodawała pewności siebie, ale też uczyła pokory do żywiołu jakim jest woda. Po wyjściu na Bałtyk widać było przerażenie w oczach kilku załogantów. Jednak wsparcie załogi, pomoc żeglarzy szybko sprawiła, że z żołtodziobów rekruci stawali się coraz bardziej zaawansowanymi żeglarzami. Wielu z nas przełamywało swoje uprzedzenia, lęki i twardo parło do przodu, po przygodę życia. Olbrzymim wyzwaniem było przygotowanie obiadu (zraziki w sosie, surówka + ryż) w kambuzie podczas ekstremalnie niesprzyjających warunkach pogodowych. Byłem tam sam i latałem po kambuzie jak Polak po pustym sklepie (śmiech). Kuchenka i taboret gazowy pracowały przy przechyle poniżej 45º. Zadanie wykonano, obiad podano o 14.00 do kubryka. Część załogi po przybyciu do kei w Gdańsku tak zafascynowała się żeglarstwem, że zgłosili chęć kolejnego rejsu, ale tylko na „Zaruskim”.
Po powrocie do domów pewnie był czas na wspomnienia w rodzinnym gronie. Pokazy zdjęć
i relacje z rejsu. Wspomnienia, nowe znajomości, plany na dalsze rejsy, zrealizowane marzenia
z dziecinnych lat jak czytało się „Kubusia Puchatka”. Bo życie na jachcie-  to jest co Tygryski lubią najbardziej. Z żeglarskim pozdrowieniem

dr Jarosław Kłodziński                                                                                         Radny Miasta Gdyni

Opisy fotografii

  1. ART. 1 Wachta 1 żegna Gdańsk. Od lewej Starszy wachty Bartek Bartkiewicz, Basia Wąsikowska, Celina Kłodzińska, Katarzyna Krela, Jarosław Kłodziński
  2. ART. 2 Kościół w Visby – przedstawienie trupy teatralnej
  3. ART. 3 Szwedzkie Wybrzeże szkierowe. Z brodą bosman – Mirosław Bielecki
  4. ART. 4 Zamek w Kalmar
  5. ART. 5 Ekenäs, załoga STS „Generał Zaruski” z gościnnymi Szwedami
  6. ART. 6 Noxtorp, grób Bertila Lunda, budowniczego jachtu „Generał Zaruski”
  7. ART. 7 STS „Generał Zaruski” zacumowany do kei na Helu.