W tym roku po raz kolejny „Generał Zaruski” wyruszył w pełnomorski rejs pod szyldem Maritime Heritage Tours.  Załogę stanowiła młodzież z nadmorskich miejscowości wchodzących w skład Związku Miast i Gmin Morskich. Nasz cel? Odkrywać Bałtyk!

Po wypłynięciu z Gdańska bierzemy kurs na Visby. Podczas przelotu załoga poznaje smak żeglarstwa, przestawia się na rytm statkowy dyktowany kolejnymi wachtami i odmierzany wybijaniem szklanek. Gdy na horyzoncie pojawia się coraz wyraźniejszy zarys Gotlandii, wiemy, że pierwszy cel naszej podróży jest już blisko :).

W Visby przywitała nas nasza przewodniczka Kathy , która oprowadziła nas po Muzeum Gotlandii, przybliżając nam historię wyspy oraz jej mieszkańców od czasów prehistorycznych, przez erę wikingów, aż do późnego średniowiecza. Następnie udaliśmy się zwiedzać  miasto oraz kamienną wieżę strażniczą, która wchodziła w skład średniowiecznych murów obronnych.

Po takiej dawce wrażeń ( i wiedzy) przyszedł czas na relaks, najlepiej na łonie natury. Dlatego też następnego dnia popłynęliśmy w  okolice Skavdo. Tylko my, żaglowiec i malownicze skały. Część załogi zapragnęła spróbować morsowania (warto wspomnieć, że woda w tutejszych szkierach do najcieplejszych nie należy… ). Z kolei Ci mniej entuzjastycznie nastawieni do zimnych kąpieli postanowili pozwiedzać okolicę  –  pieszo, bądź na pontonie.

Zapadł zmrok, ruszamy dalej –  do Kalmaru. Tutaj czeka na nas bardzo ważny punkt programu – wycieczka do Ekenas, miejsca gdzie powstał w 1939 roku żaglowiec „Generał Zaruski”. Po serdecznym przyjęciu nas przez lokalną społeczność żeglarzy mamy okazję zobaczyć warsztat szkutniczy Bertila Lundta, budowniczego „Zaruskiego”, człowieka obecnego przy wodowaniu statku. Niesamowitym jest patrzeć na taki warsztat , na te wszystkie narzędzia stolarskie, zestawy krzywików, deski , półki wypełnione wszelakiej maści farbami i lakierami  ze świadomością, że w podobnym niewielkim warsztacie, z takim samym wyposażeniem blisko 80 lat temu powstał piękny, dumny żaglowiec, który do dzisiaj dzielnie żegluje po morzu i spełnia swoją misję – wychowuje młode pokolenia Polaków.

Po tej wycieczce, swego rodzaju powrocie ”Zaruskiego” do korzeni, przychodzi czas, by ruszać dalej. Następnego dnia rano bierzemy kurs na Karlskronę i pod wieczór już stoimy przycumowani na wyspie Stumholmen. Zwiedzamy tutaj Muzeum Marynarki Wojennej, które przybliża nam historię nawigacji oraz życie i służbę na szwedzkich okrętach wojennych od XVI do XIX wieku. Jest też ciekawa ekspozycja dotycząca okrętów podwodnych –  pojawienie się ich na morzach na początku XX wieku, rola w obu wojnach światowych i  ich znaczenie podczas Zimnej wojny – w tym wypadku można było wejść do środka okrętu HMS Neptun i chociaż w pewnym stopniu doświadczyć „podwodniackiego” życia.

Od ponad tygodnia chłoniemy morze na wszystkie możliwe sposoby – sami spędzamy dnie
i noce pod żaglami, czujnie pełniąc wachty. Na lądzie zaś  dowiadujemy się w jaki sposób morskie szlaki od stuleci są łącznikiem między kulturami i jaki wpływ mają na nasz region. Widzimy jak powstają tradycyjne, drewniane łodzie i jachty – od szkicu aż po końcowy efekt wielomiesięcznej pracy szkutnika. Wygląda na to, że cel naszej wyprawy został osiągnięty. Odkryliśmy Bałtyk i jego morskie dziedzictwo. Pora zatem wracać do Polski.

Zanim jednak dopłyniemy do Gdańska czeka na nas miła niespodzianka w Helu. Zostaliśmy zaproszeni na obiad do „Captaina Morgana” – lokalnej tawerny, gdzie rozsmakowaliśmy się w regionalnych przysmakach. Smażony dorsz oraz ziemniaki w mundurkach polane masłem czosnkowym na pewno zostaną nam długo w pamięci. Tak samo sernik z mandarynkami w galaretce – o takie delikatesy niełatwo na jachcie 😉 Po tak mile spędzonym popołudniu wróciliśmy na statek. Tutaj zebraliśmy się wokół naszego kapitana, który zaczął snuć barwne opowieści o swoich dalekich wyprawach (i tych bliższych również), przygodach na morzu i pomysłach, jak moglibyśmy my, młodzi adepci żeglarstwa działać dalej ”okołożeglarsko” w swoich miejscowościach.

Tymczasem nadszedł wieczór… i kolejna niespodzianka. Mamy w załodze aż trzech solenizantów! Zatem jest doskonała okazja do świętowania :) W takiej radosnej atmosferze świętujemy urodziny kolegów i ostatni wieczór na łódce.

Jutro wracamy do Gdańska, nadejdzie czas pożegnań, rozjedziemy się do domów. Ale to dopiero jutro…

       ~ Alek Lickiewicz

Marta Czarnecka-Gallas